piątek, 16 stycznia 2009

Happy birthday to u!


Po wczorajszych wydarzeniach upewniłem się, że jestem jednak trochę innym typem człowieka. Wieczorem zaprosiłem znajomych Greków. Tzn. w zasadzie to oni sami się zaprosili, ku mojej szczerej radości. Umówiliśmy się na 21. Posprzątałem, przygotowałem i czekam, czekam, czekam... nie przyszli.

Cóż zrobić? Poszedłem na imprezę (urodzinową).

Tutaj zatrzymam się na chwilę nad ideą imprez urodzinowych. Do dzisiaj zaskakuje mnie jak można świętować swoje urodziny wśród prawie anonimowego tłumu podrygującego w rytmie ostrego techno. Nie potrafię się przekonać do 'klubowych urodzin' współdzielonych ze wszystkimi innymi, którzy akurat tego wieczora pojawili się w klubie.

Zatem urodziny (tym razem jednej z Czeszek) wyglądały tak: poszedłem do Steki (klub w kampusie), kupiłem drinka (Baileys z mlekiem, mleko się skończyło), odnalazłem w tłumie solenizantkę, brzdęknęliśmy plastikowymi kubkami (życzenia składałem już wcześniej), spotkałem wyżej wspomnianych Greków, którzy wyjaśnili, że nie mogli przyjść i kiedy już znudziłem się jakże niemonotonnym klimatem techno postanowiłem wrócić do pokoju. Po drodze zostałem sowicie oblany drinkiem Słowaka, który wygłupiał się, tańcząc na parkiecie i tak udekorowany poszedłem do akademika.

Lubię techno i urodziny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz