To nie do końca jest tak, że na Erasmusie nasza znajomość języka angielskiego winduje dwa poziomy wzwyż. Oczywiście stajemy się dużo bardziej wygadani, lepiej rozumiemy ludzi mówiących z obcym akcentem. Uczymy się kilku slangowych słówek. Czasem zdarzy nam się napisać kilka stron studencką angielszczyzną w ramach pracy domowej na wydziale. No i to chyba tyle.
Każdy erasmus (za wyjątkiem tych pochodzących z krajów anglojęzycznych i studentów anglistyki) uczy nas nowych błędów, wynikających głównie z nieznajomości wyjątków czy literalnej translacji zdań z języka ojczystego. Ponieważ stanowimy naprawdę zamknięte (w sensie organizacyjnym) community to błędy te są powielane i przekazywane dalej. Używamy niepoprawnych konstrukcji gramatycznych, mylimy przyimki i zapominamy o wyjątkach.
Bez codziennego powrotu do świata teorii języka angielskiego można zapomnieć o jego szlifowaniu. Tę opinię potwierdzają niemal wszyscy studenci, wliczając studentów filologii angielskiej oraz tych posiadających przeróżne certyfikaty.
Chyba pora wrócić do Polski, aby nauczyć się angielskiego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz