środa, 11 lutego 2009

Peter forever

Dziś pożegnaliśmy Petera - słowackiego studenta ekonomii (jeśli mnie pamięć nie myli) z czeskiego uniwersytetu. Trzeba przyznać, że chłopak się wyróżniał, każdy go lubił. Impreza pożegnalna jaką mu zgotowano była zdecydowanie najbardziej huczną imprezą tego pokroju.

Myślę, że niejeden Erasmus zadał sobie wątpliwym głosem pytanie czy jego pożegnalne party będzie choć w części dorównywało minionej imprezie.

Co stanowiło o 'sukcesie' Słowaka? Był taki nieprzeciętny czy raczej uniwersalny? Po głębszych przemyśleniach uważam, że był prosty. Prosty w sensie nieskomplikowany (a przynajmniej nie bardziej niż to konieczne).

Nie ubierał się w koszule z kołnierzykami i nie recytował Homera (choć słowackie pieśni powstańcze znał na pamięć ;-) ). Nie był głęboki i wielowarstwowy. Nie był super-ambitny-i-dumny, nienagannie-uprzejmy, sympatycznie-słodko-uśmiechnięty. Był dowcipny i bezpośredni. Trzeba przyznać, że był sobą a nie tym na kogo chciałby wyglądać. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie.

Peter niejednokrotnie był kierowcą podczas naszych erasmusowych wycieczek. Pojawiał się też na chyba każdej imprezie.

Trochę przypominał jeansy. Nie mają falbanek ani koronek. Nie mają wbudowanego helikoptera ani GPS'a wszytego w nogawkę. Nie kosztują tyle co suknia wieczorowa czy spodnie z gore-tex'u. 100% of cotton, bez domieszek. Ale każdy je lubi, każdy je nosi i każdy uwielbia ten niebieski jeansowy kolor.

Pisząc ten tekst zdałem sobie właśnie sprawę, że przecież osobiście nie lubię jeansów właśnie dlatego, że noszą je wszyscy... Powiedzmy, że Peter pokazał mi, że nosząc niebieskie spodnie z Ameryki można czuć się dobrze i komfortowo.


Nic, koniec tego pochwalnego epitafium ;-) To, że będzie nam go brakowało jest oczywiste.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

podoba mi się to porównanie do jeansów :) PM

Prześlij komentarz